World Darts Championship PDC 2018- dzień 12

Dzień ćwierćfinałów rozpoczęliśmy od pojedynku Jamie Lewis vs Darren Wester. Młody Jamie śpiewająco rozprawił się z przeciwnikiem, nie pozwalając mu na ugranie seta. Jego wielki, piękny sen nie kończy się na ćwierćfinałach. Niezwykle miło jest oglądać jego grę. Kolejny jego mecz na średniej powyżej 100 puntów, a do tego 14 maksów. I ten spokój w jego oczach i postawie. Czyż nie jest tak, że ten spokój można osiągnąć tylko poprzez totalną pustkę w głowie, narkotyki albo wielkie opanowanie? Mam nadzieję, że u niego jest to ten ostatni powód.

I w drugim meczu to się dopiero podziało! Dwa szybkie sety dla Crossa. A jak już udało się van de Berghowi rzucać doubla to był całe metry od celu. Choroba mnie umęczyła, zobaczyłem, że w tym meczu walki nie będzie i oddałem się w objęcia Morfeusza. Budzę się, a tam 4:4 w setach i pierwszego lega wygrywa Belg! Co jest? Gdzie ja jestem? Czy mi się to śni?! I wtedy właśnie do głosu dochodzi Rob Cross, który wygrywa 3 kolejne legi. Czuję się więc bardzo winny przegranej przedstawiciela Unicorn. Póki nie oglądałem- dawał radę ;( Strasznie mi szkoda. Podziwiam i lubię Crossa, ale ten półfinał dla tańczącego byłby czymś niesamowicie wspaniałym.

Michael zmierzył się z Raymondem. Kolejny raz rodacy przy tarczy. A z doświadczenia wiemy, że Barney potrafi ograć młodszego kolegę. I tym razem również mogło się tak stać. W początkowej fazie meczu zawiodły double. Mogło być 3:1 (a może i 3:0) w setach. A jednak przewaga była po stronie Michaela. Po ciężkiej walce udało się wyrównać. I przy stanie 4:4 w setach i 1:1 w legach Raymond marnuje 3 lotki na doublu (znowu!). Szansę wykorzystuje Michael. Kolejnego lega zaczyna i w tym przypadku była to już tylko formalność. Piękna walka, świetny pojedynek, nieszczęśliwie dla Barney’a. A pamiętam jego wypowiedź w której mówił, że gra najlepiej w życiu, czuje się świetnie i pewnie, a mimo to nie jest w stanie wygrać. Po tym pojedynku przypomniały mi się te słowa.

Phil zdecydowanie przeważał w meczu z Garym. Zrobił 4:1 w setach ze wspaniałą skutecznością na doublach. U Garego nie było tego charakterystycznego uśmieszku, luzu. Wyglądał wręcz na smutnego i niepewnego. I mimo tego, że wyprowadził 4:3, to nie potrafił wykorzystać szans, które dawał Phil na zdobycie 4 seta- a było ich dużo. Jestem smutny z powodu Garego. Miał momenty naprawdę fenomenalnej gry. Ale jeśli Phil zdobyłby Mistrzostwo jakimś cudem, to byłoby to najwspanialsze zakończenie kariery, jakie można sobie wymarzyć. Odejść na emeryturę jako Mistrz Świata… po raz 17 😉