Dzisiaj wstęp piszę na koniec. Moje rozczarowanie dwoma pojedynkami jest po prostu tak duże, że skasowałem poprzedni wstęp.
Owszem- fajnie, że są niespodzianki. Fajnie, że „ci słabsi” potrafią pokazać pazur.
Żałuję jednak, że te pojedynki nie zawsze prezentują poziom, jakiego oczekujemy.
Całkiem inaczej wyglądałby ten wstęp, gdyby rewelacyjny pojedynek Smith-Wright ustawiony był jako ostatni w czasie wieczoru.
Ale tak się nie stało….
Simon Whitlock 4-0 Kevin Painter
Statystyki: http://live.dartsdata.com/MatchView.aspx?MatchId=91644
Cztery-do-zera. Tak zagrał dzisiaj Kevin. Dokładnie tak, jak oddaje to wynik. I nie ma tu nic na usprawiedliwienie.
Ugrał 4 legi, skuteczność na doublu nie dobiła do 20 %. Takiego Paintera kojarzę przez cały ten rok. Skończyło się imponowanie.
A Whitlock po raz kolejny nie zrobił na mnie wrażenia. W całych Mistrzostwach nie stracił jeszcze seta, ale mnie jego gra nie porywa.
I z meczu na mecz typuję jego przegraną- tak jak było i teraz. Tym większe rozgoryczenie postawą Kevina.

Kevin Painter i Simon Whitlock
Michael Smith 3-4 Peter Wright
Statystyki: http://live.dartsdata.com/MatchView.aspx?MatchId=91641
Panowie zafundowali nam pojedynek godny Mistrzostw. Być może i godny finału. Gryźli się na tej tarczy aż miło. Zabierali sobie legi wysokimi zejściami, deprymowali przeciwnika maksami.
Przez pierwsze 6 legów zawodnicy grali niezwykle równo. I nikt nie był w stanie z pewnością stwierdzić, kto wygra.
Dopiero wtedy Peter pokazał, co to znaczy mieć jaj… stalowe nerwy. A Michael chyba nie wytrzymał tej presji. Ostatni set zdecydowanie dla Wrighta.
Klątwa Taylora. Raz, że zawodnicy przestają grać na swoim poziomie, gdy mają go za przeciwnika. Dwa- jeśli już ktoś go pokona, to odpada w kolejnym pojedynku.
Klątwa znów się potwierdziła.
Michael dał nam wiele radości i emocji. Peter idzie ostro na finał Mistrzostw.

Darter Michael Smith

Darter Peter Wright
Mark Webster 4-3 Raymond van Barneveld
Statystyki: http://live.dartsdata.com/MatchView.aspx?MatchId=91646
Będzie ostro… Jakże niezwykle nudny pojedynek. Słaby, kiepski i prawie całkowicie pozbawiony jakichkolwiek emocji. Pojedyncze zejścia powyżej 100 punktów… 3:3 i Webster wysuwa się na prowadzenie. Po czym doprowadza pojedynek do końca. Oto całe show.
„Nigdy, przenigdy się nie poddawaj”- taką kartkę trzymał Barney wchodząc na scenę. No cóż- grając tak jak dzisiaj, tylko nadzieja pozostaje.
Osobiście nie uważam Webstera za dobrego zawodnika. Lubię popatrzeć jak wychodzi na scenę, zazwyczaj przegrywa, uśmiechnie się i idzie dalej. Na tych mistrzostwach wygrywa za każdym razem jakimś rzutem na taśmę… ale wygrywa i to się liczy. Poza tym należy docenić jego umiejętność rzucania ważnych lotek.
Barney zawiódł. Miało być łatwo, miało być pięknie i spokojnie. Wyszło jak wyszło.
A mówiłem, że nie widzę błysku walki w jego oku. Na samym „nie poddawaj” daleko nie zajdziemy.

To było ciekawsze…
Dodaj komentarz