Rozpoczęła się druga runda World Matcplay 2013. Pożegnaliśmy wielu wspaniałych zawodników, a teraz czas na eliminację kolejnych.
Druga runda wystartowała na naprawdę wysokim poziomie. Komentatorzy wielokrotnie określali wczorajszy wieczór jako „wspaniały” i „niesamowity”.
Tyle, że im płacą aby tak zachwycali się tym, co dzieje się na ekranie.
Ale ja nie mam kasy z tego, że mówię, że wczorajszy wieczór wręcz eksplodował emocjami. Możecie mi więc wierzyć, że dużo się działo.
Raymond van Barneveld 9-13 Justin Pipe
Wszyscy fani Barneya musieli być wczoraj niesamowicie zawiedzeni. Tym, że Holender odpadł- to po pierwsze. Ale po drugie, i ważniejsze, Barney nie był sobą w trakcie pojedynku i zagrał słabe jak na niego spotkanie.
Przegapiłem informację o tym, co może gryźć Raymonda, ale wyszedł bardzo smutny, wyglądał na bardzo zmęczonego… czymś. Pamiętam już turniej z takim wzrokiem u niego- powiedział później, że jest bardzo zmęczony i właściwie marzy tylko o odpoczynku.
Ale wróćmy do samej rywalizacji- pojedynek Bull’s Eye. Justin Pipe nieźle się zaprezentował przede wszystkim przez piękne, maksymalne zejście- jeszcze przed pierwszą przerwą.
Później Barney próbuje powtórzyć wyczyn The Force, ale myli się o milimetry już na samym środku. Wtedy Justin znów zejście >100 punktów i kolejny punkt dla niego.
Po chwili znów Barney schodzi poprzez Bull’s Eye.
Są momenty niemocy: „aż się wierzyć nie chce że Barney w jednym legu zalicza wyniki 60 57 57 57 rzadko spotykane u tak mocnych zawodników ale jak widać i im nie zawsze wychodzi” (Kamil Dąbrowski). Są momenty zaczarowanych doubli, które odpychają lotki i nie pozwalają im wpaść w pole.
A później przychodzi 9-9 i Pipe trafia 5 perfekcyjnych lotek. Pipe kończy, wygrywając 6 legów z rzędu! Na ostatnim Raymond nawet nie walczy…
Simon Whitlock 13-10 Kevin Painter
Nie wierzyłem w Paintera w tym pojedynku. A mimo to zaskoczył mnie skuteczną, wyrównaną walką z Czarodziejem przez długi czas. Zawodnicy schodzili na drugą przerwę przy stanie 5:5. Później jednak było gorzej i przedstawiciel Winmau mógł cieszyć się z prowadzenia 9-6.
Zwróćcie uwagę, że Whitlock 21 razy trafił wynik ponad 140 punktów! Ale Czarodzieja ogląda się dla takich akcji, jak jego zejście z 96 przez 2xD19! A mówią, że to MvG jest szalony 🙂
Phil Taylor 14-12 Terry Jenkins
Wczoraj, pod wpływem emocji napisałem na Facebooku: „Ogłaszam, że każdy kto przegapił pojedynek Taylor-Jenkins powinien niezwykle żałować, obiecać poprawę, a w ramach pokuty nadrobić zaległość w najbliższym terminie. Cóż za mecz!”. Podtrzymuję każde słowo!
Bardzo podobało mi się pokaranie Taylora przez Byka. Phil mógł na trzeciej lotce trafiać Bull’s Eye (na którym jest przecież rewelacyjny), ale że Jenkins miał na liczniku dobrze ponad 100 punktów, to zlekceważył go i rozmienił, szykując sobie doubla na kolejną kolejkę. Nie muszę dodawać, że Byku zdobył tego lega? Drugi raz takie błędu Mistrz już nie popełnił 😉
Zresztą grał jak natchniony- na średniej 109 punktów przez dłuuugi czas. Jak grać z przeciwnikiem, który ma głęboko gdzieś fakt, że właśnie rzuciliśmy dwa maksy w jednym legu i ma czelność go wygrać?
Znów oglądamy zejścia Phila >100 punktowe. Widać lekką przewagę Mistrza i naszym pięknym, zmęczonym oczom ukazuje się wynik 9-6. Taylor schodzi na przerwę bardzo skupiony i wygląda na pewnego. A nie powinien być!
Byk dogania go po przerwie i po niesamowitej grze wychodzi na prowadzenie! Lubi gonić swoich przeciwników, oj lubi (Mistrzostwa Świata).
Później jeszcze dużo się działo- przełamanie lega, obrona Jenkinsa, zejście Phila >100 punktów, zmarnowanie 3 lotek meczowych, nieudane rzuty Jenkinsa, wielka, nieskrywana radość i ulga Taylora po wygranej- obejrzyjcie. Naprawdę warto.
Phil: „Lekko spanikowałem. Terry grał genialnie i po chybieniu trzech lotek meczowych pomyślałem, że już mnie ma.”
Jenkins: „Miałem swoje szanse i po powrocie z 5-9 do prowadzenia 10-9 pomyślałem, że już go mam (…)”
James Wade 13-9 Gary Anderson
Pojedynek zaczął się przed 1 w nocy! To żart dla osób, które muszą rano wstać do pracy. Perspektywa kolejnych 1,5 h odebranego snu nie była zbyt kusząca, ale nie mogłem opuścić pojedynku Wade’a.
Gary rozpoczął mocno- 4 perfekcyjne lotki. Ale James pokazał, że będzie ostra walka- 5 maksów w 5 legach. Z kolei Gary przy stanie 3-3 schodzi ze 120.
Dalej poniosła go ułańska fantazja i natchniony wyczynami Whitlocka schodzi z 99 poprzez 19, D20, D20.
W pewnym momencie jednak jakieś kółka zębate przestawiły się w głowie The Machine i postanowił, że teraz zacznie wygrywać. Przeczytajcie, co on zrobił!
Wade jest całkowicie niesamowity. Gary będzie wystawiał doubla, a wtedy James trafia 180- ale jak! Dwie lotki wchodzą i zasłaniają pole. Wade się nie poddaje- robi trzy kroki w prawo, wychodzi poza szerokość linii rzutu i przerzuca ponad lotkami i trafia w pole T20. Gary zachowuje opanowanie i wystawia doubla, ale Wade ma kolejkę kończącą. Nie marnuje szansy. Dzięki temu wygrywa 6 leg z rzędu! A po chwili na konto wędruje jeszcze 7 leg.
Piękny mecz, bardzo mocny Wade.
Whitlock!! i wszystko jasne! 🙂
a dziś czekam na Cavena, ten facet ma papiery na grę!
Mnie nadal boli bezradność Andersona. Pół roku nie trafia podwójnych… Jak to jakoś podreperował teraz na środku gra słabo. A z Barneyem w sumie dłuższy czas coś nie tak, niby wygrywa po kilka meczy w turkach, ale w moim odczuciu to nie jest ten sam zawodnik co np. w tegorocznych Mistrzostwach. Teraz zostało nam odliczac tylko czas do wieczora 🙂
Barney to porażka, facet ma beznadziejną psychikę. Dwa razy nie trafi dubla i od razu kręci głową i stroi miny z głupkowatym uśmieszkiem.. To w jaki sposób zagrał ostatnie dwa legi było wyrazem bezradności, ale przede wszystkim braku szacunku do jego wiernych fanów i rywala. Nie trawię tego gościa.
Szacunek dla Whitlocka – super forma i dla Jenkinsa – szkoda, że w końcówce nie dał rady, ale przegrał z 16-krotnym mistrzem świata, który wie najlepiej jak rozgrywać takie końcówki.
Barney nie był sobą…