Dzisiejszego walentynkowego wieczoru nasze serca starali się zdobyć darterzy.
Jednak jako, że urodą zazwyczaj nie grzeszą, a już sama próba jej oceny może być w oczach co poniektórych mocno podejrzana, to jednak skupiliśmy się na darcie.
Publiczność pozostawiała dzisiaj dużo do życzenia. Pomimo tego wyróżniam pojedynek Anderson-Whitlock, jako ten najbardziej emocjonujący.
Pełne wyniki:
Wes Newton 2-7 Raymond van Barneveld
Mimo całej mojej sympatii dla Warriora- Barney nie dał mu żadnych szans. Owszem- jest poprawa na doublach, ale jeśli Raymond kolejny mecz gra na średniej powyżej 100, to Newton ma zaledwie 6 prób na polach podwójnych.
A Barney robi swoje i gra kolejny pojedynek, który można podziwiać. Cieszy, że nawet grając przeciwko słabszemu zawodnikowi, robi bardzo dobre widowisko. Inaczej takie mecze byłyby bardzo nudne.
Andy Hamilton 7-4 James Wade
Cały początek meczu James Wade po raz kolejny po prostu nie punktuje. Na ostatnich Mistrzostwach Świata z takimi średnimi dobrze trafiał w przeciwników i coś osiągnął. Ale tu mamy Premier League- tu nie można liczyć na wygrane przy tak niskim punktowaniu (chciałbym tak niskie punktowanie…).
Hamilton solidny jak zawsze (chyba, że gra przeciwko Taylorowi- wtedy się rozsypuje) i chyba miał ochotę na pokonanie kolegi z Unicorn do zera. Wszystko szło prawie po jego myśli (5:1 w legach), aż Wade się obudził i zaczął gonić. Andy urwał jeszcze szósty punkt (6:4) i dla The Machine pozostał w zasięgu tylko remis. I albo już zabrakło motywacji, albo szczęścia- mecz kończy się 7:4.
Gary Anderson 7-5 Simon Whitlock
Gary lubuje się w serwowaniu wieeelkich emocji swoim kibicom. Grał „u siebie”, więc doping publiki niósł go pięknie. I z jednej strony mieliśmy wielki aplauz dla Garego, który czynił pojedynek pięknym i niezwykle emocjonującym. Z drugiej natomiast- ciągłe buczenie na Simona, które pozostawiło duży niesmak.
Ale my nie o tym. Gary mógł wygrać 7:3, ale wyłączyły mu się lotki meczowe. Dzięki temu Whitlock nadrobił jeszcze dwa legi i był bliski wyniku 6:6. Wielkie emocje na koniec pojedynku. Uśmiech Garego- bezcenny.
Adrian Lewis 3-7 Phil Taylor
Delikatnie mówiąc… ominąłem ten pojedynek. Nie wnikajmy. Kazali wybaczać.
Robert Thornton 6-6 Michael van Gerwen
No i mało brakowało Thorntonowi do (w moim odczuciu) niespodzianki. Z drugiej strony- gra dobrze, schodzi wysoko, punktuje nieźle i grał dzisiaj przy swojej publice. A Michael ma ostatnio różne pojedynki.
Dość powiedzieć, że 6:6. Robert miał lotkę meczową na 7:5, ale zabrakło milimetrów. Ten remis i tak daje mu awans na 3 pozycję w tabeli, więc póki co może być zadowolony.
Jeśli przegapiłeś jakiś pojedynek- nic straconego. Zajrzyj na ten kanał YouTube: http://www.youtube.com/user/radarborys?feature=mhee
Dodaj komentarz