Dzisiejszy tekst przygotował Łukasz „Greengo” Ferenc (http://greengopis.pl)
Myślę, że poradził sobie wyśmienicie.
Zapraszam więc do lektury o drugiej turze ćwierćfinałów.
Wes Newton 4-5 James Wade
W pierwszym sobotnim ćwierćfinale spotkali się James Wade i Wes Newton. Mecz zapowiadał się na bardziej wyrównany niż wczorajsze dwa pojedynki…
Zaczęło się po myśli wojownika. Po zaciętej walce wygrywa pierwszego seta, w drugim mimo, że przegrywa 0-2, najpierw doprowadza do remisu a potem w kluczowym momencie decydującego lega wykorzystuje błąd przeciwnika i kradnie seta. Wydaje się, że Wes jest na fali, że teraz spokojnie poprowadzi grę do końca.
Ale od początku trzeciego seta coś jest nie tak. W czwartym legu, James rzuca swojego pierwszego maxa w meczu i od tego momentu gra odwraca się na jego korzyść. Wykorzystuje wszystkie prezenty, jakie zostawia mu Newton i skrupulatnie wygrywa seta za setem, wychodząc na prowadzenie 3-2.
Trzeba przyznać, że Wade trafiał dable zawsze w tym momencie, kiedy ich najbardziej potrzebował. W szóstym secie, po kolejnych błędach na dablu, gra Newtona zupełnie się posypała. Wade gładko wygrywa 3-0 i do pełni szczęścia brakuje mu już tylko jednego seta. Ale w secie siódmym mamy kolejny zwrot.
Tym razem błędy na polach podwójnych popełnia The Machine. Widać, że po wykorzystaniu szansy, Wojownik nakręca się na nowo, że wraca mu wiara w zwycięstwo. W pięknym stylu ukradł pierwszego leg (zapięcie 102), w następnym potrzebował jedenastu lotek i było już 2-0. Wade odgryzł się jeszcze przy swoim legu, ale w następnym Wes zagrał swoje i doprowadził do decydującego seta.
Fani Jemesa mogli liczyć tylko na kolejny nagły zwrot akcji w meczu, bo karty w tym momencie rozdawał Newton. Pierwszy leg zgodnie z planem, wygrywa Wes. I wtedy Wade włącza piąty bieg, zmusza rywala do błędów i wykorzystuje je z zimną krwią. Zabójczą bronią Maszyny jest D5, wygrywa trzy legi z rzędu i wchodzi do półfinału…
Ze statystycznych ciekawostek to Wes Newton rzucił 500 maxa w turnieju.
Adrian Lewis 4-5 Michael van Gerwen
W drugim ćwierćfinale spotkali się dwaj zawodnicy młodszego pokolenia, obrońca tytułu Adrian Lewis i główny pretendent do wysadzenia go z tronu, Michael van Gerwen. Przed meczem większe szanse dawano Holendrowi, który cały turniej prezentuje równa bardzo wysoka formę. Ale Lewis rozkręcał się z każdym meczem, więc powinno być ciekawie.
Set pierwszy potwierdził przewidywania, popularny Shrek bez straty lega wygrywa seta. Trzeba przyznać, że Jackpot mu w tym wyraźnie pomógł, nie trafiając sześciu lotek na dablu w drugim legu.
W drugim secie Mistrz świata bierze rewanż. Tym razem to on wykorzystuje brak zamka u przeciwnika i wygrywa 3-1. Van Gerwen punktuje wyśmienicie, znacznie lepiej niż Adrian. Co z tego skoro na dablach roztrwania cała przewagę. Wystarczyło, żeby wygrać seta trzeciego, ale w czwartym ponownie lepszy Jackpot. Widać, że łapie on coraz lepszy rytm gry i jeżeli Michael nie zacznie trafiać dabli, to będzie w sporych opałach.
W 5 secie van Gerwen pokazuje niezwykłą klasę. Gdyby w trzecim legu trafił D16 pierwsza lotką a nie trzecią średnia seta byłaby koło 130!!! Na swoje nieszczęście, w kolejnym secie znów zaczyna pudłować i Adrian doprowadza do remisu, mamy 3-3. Siódmy set niezwykle emocjonujący. Lewis przełamuje van Gerwena w trzecim legu i po raz pierwszy w tym meczu wychodzi na prowadzenie. W legu czwartym ustawia sobie dabla, ale niesamowity Szanghaj na 20 i znów remis a potem kolejny leg i w konsekwencji set dla Shreka. Z każdym legiem emocje rosły i rosły. Niesamowite, jak obaj potrafili utrzymać nerwy na wodzy i niesamowity poziom. Widać Panowie pozazdrościli Wade’owi i Newtonowi o postanowi też rozegrać 9 setowy mecz, gdyż w ósmym secie nakręcony Lewis spokojnie sięga po zwycięstwo.
Decydujący set, emocje gigantyczne. Zaczyna van Gerwen, od zwycięstwa. Adrian również wygrywa swojego lega i… przełamuje w pięknym stylu Shreka. Wie, że to jest jego moment, że musi teraz dokończyć dzieła, ale pudłuje dwukrotnie na topie, który przecież trafiał z zamkniętymi oczami.
Holender ma 83 do końca; T17, opona i ostatnia lotka ląduje na D16, grają dalej! Adrian po tym perfekcyjnym ciosie się już nie pozbierał, Michael wprost przeciwnie. Nakręcony nie dał najmniejszych szans Anglikowi. A wiec jedno jest pewne, w roku 2013 będziemy mieć nowego mistrza świata. Wielkie brawa dla obu, bo widowisko, które stworzyli, przechodzi do historii meczów niesamowitych.
Mardle stwierdził nawet, że jest to najlepszy ćwierćfinał, jaki widział, możliwe. Na pewno najlepszy mecz tych mistrzostw.